TSL na obcasach: Spedytorka z pasją
Czyli o kobiecie, która bała się zaryzykować, ale i tak jej to nie powstrzymało
Odważna, uparta, pełna pozytywnej energii. Kiedy jest ciężko, nie poddaje się. Jeśli upada, to tylko po to, żeby wstać jeszcze silniejszą. Udowadnia, że międzynarodowa spedycja może być wymarzonym miejscem pracy dla kobiety. Nie potrafi przejść wobec czyjejś krzywdy obojętnie, walczy o dobro słabszych i bezbronnych. Taka jest Dorota Stachura – spedytorka z firmy Jet Line sp. z. o. o.
Ile lat jest Pani w branży?
Spedytorką jestem już 15 lat.
Od czego zaczęła się przygoda ze spedycją?
Na początku owszem była przygoda, ale z filologią angielską. Przez chwilę byłam nawet nauczycielką, jednak to nie była droga dla mnie. W pewnym momencie zdecydowałam, że chcę pracować w spedycji. Od słów do czynów - udało mi się znaleźć firmę, która zatrudniła mnie mimo braku doświadczenia. Zderzenie wyobrażenia z rzeczywistością było dość gwałtowne. Mój pierwszy dzień w nowej firmie sprawił, że następnego zadzwoniłam i powiedziałam, że ta praca nie jest dla mnie i że rezygnuję. Całe szczęście moja szefowa powiedziała, że absolutnie się z tym stwierdzeniem nie zgadza. Przyszłam do pracy i… zaczęłam się uczyć. Trafiłam na fajnych ludzi, którzy pozwolili mi korzystać ze swojego doświadczenia i mieli do mnie dużo cierpliwości. Pamiętam, że byłam przerażona odpowiedzialnością, przede wszystkim za przewożone ładunki. Jednak z biegiem czasu, z pokonywaniem przeszkód, rozwiązywaniem różnych problemów, moja pewność siebie rosła. To był długi proces. W pierwszej firmie pracowałam pół roku, następnie przeszłam do trochę większej, gdzie zdobyłam o wiele większe doświadczenie i potem stworzyliśmy w 4 osoby firmę spedycyjną, w której pracujemy już 10 lat. Dziś wiem, że w tym zawodzie liczy się przede wszystkim pozytywne podejście do pracy, do ludzi, bo kontakt z nimi jest bardzo ważny; pewność tego, że chce się to robić oraz poczucie odpowiedzialności i odporność na stres.
Co Pani lubi w tej pracy?
Wszystko w niej lubię. Głównie chyba kontakt z ludźmi, tę dynamikę, która tu jest, odpowiedzialność. Lubię wyzwania, pracę, która daje satysfakcję.
A czego Pani w niej nie lubi?
Nie lubię telefonów np. o 2 w nocy, a czasami się to zdarza. Jesteśmy firmą, która jest dostępna dla swoich klientów 24h/dobę. Telefony o różnych godzinach są integralną częścią mojej pracy. Nie przepadam za nimi, ale z biegiem lat przyzwyczaiłam się do rozwiązywania problemów o każdej porze dnia i nocy, jeśli jest taka potrzeba.
Jakie było największe wyzwanie w tej pracy?
Największym wyzwaniem było stworzenie firmy od podstaw i doprowadzenie jej do takiego momentu, w którym teraz jesteśmy. Mamy klientów, którzy są z nami od lat, są zadowoleni z naszej obsługi i cenią to, że zawsze mogą na nas liczyć. To był cel, na którym się skupiliśmy, do którego dążyliśmy i który osiągnęliśmy.
Największa porażka?
Chyba jest przede mną. Może to kwestia podejścia. Ja zawsze przekuwam niepowodzenia w doświadczenia, więc nie postrzegam ich w kategoriach porażki. Dla mnie to okazja do nauki. Aczkolwiek nie chciałabym jej posmakować.
O której godzinie Pani zaczyna pracę, a której kończy?
O, to bardzo ciekawe pytanie, bo ja zaczynam pracę z pierwszym telefonem i kończę z ostatnim. Jestem dostępna 24 h, klienci o tym wiedzą, czasem korzystają. Nie mogę ustalić ram czasowych.
Jak wygląda Pani dzień pracy?
Zaczyna się od kawy, to jest podstawa, a potem… rozmawiam. Dzwonię, odbieram telefony od klientów, kierowców, przewoźników, rożnie. Zajmuję się transportem, sprzedawaniem ładunków, przyjmowaniem zleceń od klientów, czasem interweniuję w sprawie płatności, jednak główna moja praca polega na znajdowaniu samochodów dla moich klientów i dostarczaniu ładunków na czas. Mimo tego, że jestem w pracy niemal 24h/dobę, mam zorganizowany czas i bardzo tego pilnuje więc spokojnie znajduję czas na wszystko. Oprócz pracy zawodowej prowadzę normalne życie. Mam czas dla rodziny oraz na swoje pasje.
Czy jest jakiś inny zawód, który chciałaby Pani wykonywać?
Gdybym miała jeszcze raz wybierać moją ścieżkę kariery, rozważałabym zawód architekta albo dekoratora wnętrz. To jest coś, co lubię robić. W tych dziedzinach mogłabym się realizować, ale nie zamieniłabym mojej pracy na żadną inną. Jak wspominałam, bardzo ją lubię i mam nadzieję, że będzie tak jeszcze długo.
Jakie są Pani pasje, hobby?
Jestem wolontariuszem w schronisku dla bezdomnych zwierząt w Sosnowcu. Przez lata angażowałam się w pomoc zwierzętom, działałam jako inspektor ds. ochrony zwierząt, pomagałam wyciągać zwierzęta z ciężkich sytuacji. Często pomagałam też ludziom w potrzebie. Jest to bardzo ważna część mojego życia.
A jakie ma Pani zawodowe plany na przyszłość?
Nie mam planów. Chciałabym, żeby praca przynosiła mi radość i dawała satysfakcję. Uważam, że życie jest zaskakujące, a szczególnie w dzisiejszych czasach trudno jest cokolwiek przewidzieć. Planowałabym pracować w zawodzie jak najdłużej, tego bym sobie życzyła, a jak potoczy się życie, zobaczymy.
Czy gdyby istniało niebo dla spedytorów, to co chciałaby Pani usłyszeć u jego bram?
„Cieszymy się, że jesteś!”- to bym chciała usłyszeć.